Czas czytania dla dzieci: 19 min
Pewien chłop miał syna, a był on duży jak kciuk i wcale nie robił się większy, przez parę lat nie urósł nawet o włos. Pewnego raz chłop chciał iść orać polem gdy malec rzekł: „Ojcze, chcę wyjść z tobą.“
„Chcesz wyjść ze mną?“ rzekł ojciec, „Zostań tu, bo tam na nic się nie przydasz, mógłbyś się jeszcze zgubić.“ Paluszek zaczął płakać i dla świętego spokoju ojciec wsadził go do kieszeni i wziął ze sobą. Na polu wciągnął go z powrotem i posadził w świeżej bruździe. Gdy tak siedział, poprzez góry przyszedł wielki olbrzym. „Widzisz tego wielkoluda?“ zapytał ojciec chcąc nastraszyć malucha, żeby był grzeczny. „Przyszedł żeby cię zabrać.“
Olbrzym zrobił swoimi długimi nogami jeno parę kroków, a już był przy bruździe. Ostrożnie podniósł maluszka dwoma palcami do góry, obejrzał go i odszedł nie mówiąc do niego ni słowa. Ojciec był przy tym, ale ze strachu nie mógł dobyć głosu i nic innego nie przyszło mu do głowy, jak to, że stracił swe dziecko, że do końca życia nie ujrzy go już na oczy.
Olbrzym zaniósł go jednak do domu i karmił swoją piersią, a paluszek rósł, robił się coraz większy i silny, jak to jest zwykle w rodzie wielkoludów. Minęły dwa lata. Stary poszedł z nim do lasu, chciał go wypróbować i rzekł: „Wyrwij mi tę witkę.“ Chłopak był tak silny, że wyrwał z ziemi młode drzewo z korzeniami. Olbrzym jednak pomyślał: „Musi być jeszcze lepiej,“ wziął go znowu i karmił piersią jeszcze dwa lata. Gdy go sprawdził, jego siła wzrosła tak, że umiał wyłamać stare drzewo z ziemi. Lecz olbrzymowi wciąż to nie starczało i karmił go przez kolejne dwa lata, a gdy potem poszli do lasu, rzekł „Wyrwij teraz jakąś porządną witkę,“ chłopak wyrwał więc najgrubszy dąb z ziemi, że aż trzasnęło, a była to dla niego jeno dziecinna zabawa. „Wystarczy,“ rzekł olbrzym, „wyuczyłeś się,“ i zaprowadził go z powrotem na pole, z którego go zabrał. Jego ojciec stał tam za pługiem, młody olbrzym podszedł do niego i rzekł: „Widzi ojciec, jak chłop z jego syna wyrósł?!“
Chłop wystraszył się i rzekł: „Nie, nie jesteś moim synem, nie chcę cię, odejdź ode mnie.“
„Pewnie, że jestem twoim synem, puść mnie do roboty, mogę orać jak On i jeszcze lepiej.“
„Nie, nie jesteś moim synem i nie umiesz orać, odejdź ode mnie.“
Lecz ponieważ bał się wielkoluda, puścił pług, odsunął się i usiadł na uboczu pola. Chłopka wziął uprząż i nacisnął jedną tylko ręką, a nacisk był tak potężny, że pług wszedł głęboko w ziemię. Chłop nie mógł na to patrzeć i zawołał do niego: „Jeśli chcesz orać, to nie naciskaj tak mocno, do niczego taka robota.“ Lecz chłopak wyprzągł koniem sam pociągnął pług i rzekł: „Ojciec niech idzie do domu i każe matce zgotować michę pełną jedzenia, ja w tym czasie przeoram to pole.“ Poszedł więc chłop do domu, zamówił jedzenie u swej żony, chłopak orał pole, wielkie na dwie morgi, zupełnie sam, potem zaprzągł się do bron i bronował wszystko dwiema bronami na raz.
Gdy skończył poszedł do lasu i wyrwał dwa dęby, położył je na barkach, a z przodu i z tyłu brony, na to jeszcze po koniu i niósł wszystko jak snop słomy do domu rodziców.
Gdy doszedł na podwórze, nie poznała go własna matka i spytała: „Kim jest ten okropnie wielki chłop?“
Chłop rzekł: „To nasz syn.“
A ona rzekła: „Nie to nie może być nasz syn, nie mięliśmy takiego wielkiego, z naszego była drobinka.“ Zawołała potem do niego: „Odejdź, nie chcemy cię.“ Chłopak milczał, zaciągnął konie do stajni, dał im owsa i siana, wszystko jak należy.
Gdy skończył, poszedł do izby, usiadł na ławie i rzekł: „Matko, zjadłbym coś, zaraz będzie?“
Rzekła więc „tak“ i przyniosła dwie pełne michy, najadłaby się tym z mężem do syta przez osiem dni, ale chłopak zjadł to sam i zapytał, czy nie mogłaby podać więcej.
„Nie,“ rzekła, „to wszystko, co mamy.“
„To było coś do skosztowania, ja muszę mieć więcej.“ Nie ważyła się opierać, poszła i postawiła kocioł z wieprzowiną na ogniu, a gdy była gotowa, wniosła ją. „Wreszcie parę okruszków,“ rzekł i wszystko zjadł, lecz ciągle mu nie starczało, by ugasić głód. Rzekł więc; „Ojciec, widzę, że się i Niego nie najem, niech przyniesie mi pręt z żelaza, taki mocny, żebym go nie mógł złamać między kolanami, pójdę w świat.“
Chłop był z tego rad, zaprzągł dwa konie do wozu i przywiózł od kowala pręt, duży i gruby, że tylko dwa konie mogły go uciągnąć. Chłopak wziął go między kolana i trach! Złamał go w środku na pół jak tyczkę do fasoli i wyrzucił.
Ojciec zaprzągł cztery konie i przywiózł pręt, tak wielki i gruby, że tylko cztery konie mogły go ruszyć. Syn złamał go na kolanie na pół, odrzucił i rzekł: „Ojciec, ten mi nie pomoże, niech lepiej zaprzęgnie i przywiezie mocniejszy pręt.“
Zaprzągł więc ojciec osiem koni i przywiózł pręty, tak wielki i gruby, że tylko osiem konie mogło go przywieźć. Gdy syn wziął go do ręki, od razu u góry odłamał się kawałek, rzekł więc: „Ojciec, widzę, że nie może mi załatwić pręta, jakiego mi trzeba, nie zostanę dłużej u niego.“
Odszedł więc, a podawał się za czeladnika kowala. Doszedł do wioski, w której mieszkał kowal, a był to sknera, nic człowiekowi nie dał i wszystko chciał mieć dla siebie samego.. Wszedł do niego do kuźni i zapytał, czy nie potrzebuje czeladnika.
„Tak,“ rzekł kowal, przyjrzał mu się i pomyślał: „Mocny chłop, będzie dobrze tłukł młotem i zarabiał na chleb. Zapytał: „Ile chcesz zapłaty?“
„Nie chcę żadnej,“ odpowiedział, „ale gdy co czternaście dni inni czeladnicy będą dostawać zapłatę, dam ci dwa kuksańce, a ty musisz wytrzymać.“
Sknera był rad i pomyślał, że zaoszczędzi kupę pieniędzy. Następnego ranka obcy czeladnik miał tłuc młotem pierwszy, lecz gdy majster przyniósł rozżarzony pręt, a on pierwszy raz uderzył, żelazo się rozleciało, a kowadło utopiło się w ziemi, tak głęboko, że nie mogli go wyciągnąć. Sknera zrobił się zły i rzekł; „Ach tam, nie potrzeba mi ciebie, za ostro walisz. Co chcesz za to jedno uderzenie?
On zaś rzekł: „Chcę ci tylko dać maluśkiego kuksańca, nic więcej.“ I podniósł nogę i dał mu takiego kopa, że ten przeleciał przez wiele fur siana. Potem wyszukał sobie najgrubszego pręta z żelaza, jaki był w kuźni, wziął go do ręki jako kij wędrowny i poszedł dalej.
Gdy chwilę już szedł, doszedł do folwarku zapytał zarządcy, czy nie potrzebują większego parobka.
„Tak,“ rzekł zarządca, „Trzeba mi takiego, wyglądasz jak chłop na schwał, który dokazać potrafi. Ile chcesz za rok?“
I znów odpowiedział, że nie chce zapłaty, lecz co rok chciał mu dawać trzy kuksańce, które musiałby wytrzymać. Zarządca był rad, bo też był sknerą.
Następnego ranka parobki miały wozić drwa, wszystkie już wstały, lecz on leżał jeszcze w łóżku, zawał więc jeden: „Wstawaj, już czas, idziemy do drewna, a ty idziesz z nami.“
„Ach,“ rzekł szorstko i krnąbrnie, „idźcie przodem, i tak będę szybciej od was wszystkich.“
Poszli więc do zarządcy i opowiedzieli mu, że ten wielgachny parobek leży jeszcze w wyrku i nie chce z nimi wozić drwa. Zarządca rzekł, żeby go jeszcze raz zbudzili i kazali mu zaprzęgnąć konie. Wielgachny parobek rzekł jednak jak przedtem, „Idźcie przodem, i tak będę szybciej niż wy wszyscy razem.“ Potem leżał jeszcze ze dwie godziny, w końcu podniósł się z pierza, wyciągnął dwa korce grochu z ziemi i ugotował sobie zupkę, zjadł ją spokojnie, a gdy to wszystko już zrobił, poszedł, zaprzągł konie i pojechał do drewna.
Troszeczkę przed drewnem leżał jar, przez który musiał przejechać, przejechał najpierw wozem, potem konie musiały stanąć, a on poszedł za wóz, nabrał drzewa i chrustu i zrobił wielką barykadę, że żaden koń nie mógłby przejechać. Gdy dojechał już do drewna, pozostali jechali już obładowanymi wozami do domu, on zaś rzekł do nich: „Jedźcie, i tak będę szybciej w domu.“ Nie wjechał nawet głęboko w drzewa, urwał dwa największe drzewa z ziemi, rzucił na wóz i zawrócił. Gdy dotarł przed barykadę, stali tam wszyscy i nie modli przejechać. „Widzicie,“ rzekł; „Jakbyście ze mną zostali, dojechalibyście do domu tak samo, a mogliście jeszcze godzinę pospać.“ Chciał więc podjechać, ale jego konie nie mogły się przebić, wyprzągł je więc, położył na wozie i sam chwycił w ręce dyszel i hop, przeciągnął wszystko, a poszło mu tak lekko, jakby pióra załadował. Gdy był po drugie stronie, rzekł do pozostałych: „Widzicie, będę szybciej niż wy,“ pojechał dalej, a pozostali musieli zostać w miejscu. Na podwórzu wziął w rękę drzewo, pokazał zarządcy i rzekł: „Czy to nie piękny drągal?“ A zarządca rzekł do swojej żony: „Dobry ten parobek, nawet jeśli długo śpi i tak jest szybciej od reszty.“
I służył tak zarządcy przez rok. Gdy czas ten minął, a reszta parobków dostała swą wypłatę, rzekł, że już czas, by on odebrał swoją. Zarządca bał się kuksańców, które miał dostać, i błagał go, by mu darował, że wolałby sam zostać parobkiem, a on niech by był zarządcą.
„Nie,“ rzekł, „Nie chcę być zarządcą, jestem parobkiem i chcę nim pozostać, a teraz chcę by warunki się spełniły.
Zarządca chciał mu dać, czego tylko by zażądał, ale nic to nie pomogło, lecz parobek na wszystko mówił „Nie.“ Zarządca nie wiedział, co poradzić i poprosił go o czternaście dni, bo chciał się jeszcze nad wszystkim zastanowić. Parobek rzekł, że da mu ten czas. Zarządca zwołał wszystkich swoich pisarzy, by pomyśleli nad jakąś radą, Pisarze namyślali się długo, wreszcie zaś rzekli, że przed parobkiem wielkoludem nikt nie uchowa się żywy, bo gdy uderzy, zabije jak komara. Powinien zatem kazać zejść mu do studni, by ją wyczyścił, a gdy będzie na dole, trzeba przytoczyć kamień młyński i spuścić mu go na głowę, nie ujrzałby potem nigdy więcej słońca.
Rada spodobała się zarządcy, a parobek gotów był, zejść do studni. Gdy był na dole na dnie, przytoczyli wielki kamień młyński i myśleli już, że rozwalili mu łeb, lecz on zawołał: „Odpędźcie kury od studni, grzebią w piachu i sypią mi ziarenka do oczu, że nic nie widzę.“
Zawołał więc zarządca „Sio, sio!“ i udawał, że odgania kury. Gdy parobek skończył robotę, wyszedł na wierzch i rzekł: „Patrzcie, jaki mam ładny naszyjnik,“ a był to kamień młyński, który nosił na szyi. Zebrali się wnet pisarze i uradzili, posłań parobka do zaklętego młyna, by tam w nocy mełł ziarno. Jeszcze nikt rankiem nie wyszedł stamtąd żywy. Propozycja spodobała się zarządcy i kazał parobkowi jeszcze tego wieczoru zawieźć do młyna osiem metrów ziarna i je zmielić. Poszedł więc parobek na strych i wsadził dwa worki do prawej kieszeni, dwa do lewej, cztery do wora spływającego mu z barków pół na plecy, pół na pierś i tak obładowany poszedł do zaklętego młyna. Młynarz rzekł, że za dnia też mógłby nieźle zemleć, a nie w nocy, bo młyn zaklęty, a kto nocą do niego by wszedł, rano leżałby w nim martwy.
Rzekł więc „Przeżyję jakoś, idźcie jeno sobie i przyłóżcie ucho do podusi.“ Potem poszedł do młyna i nasypał ziarna. Koło jedenastej poszedł do izby we młynie i usiadł na ławie. Gdy chwilkę już siedział, nagle otworzyły się drzwi, wjechał do środka wielki stół, a na stole położyło się wino, pieczeń i mnóstwo dobrego jadła, a wszystko działo się samo, bo nie było nikogo, kto by to wniósł. Potem przysunęły się krzesła, lecz żadni ludzie nie przyszli, aż nagle zobaczył palce, poruszały nożami i widelcami, kładły potrawy na talerze, lecz nic więcej nie dało się widzieć. A że był głodny, gdy ujrzał potrawy usiadł do stołu, jadł i raczył się wszystkim. Gdy się już najadł, a i inni opróżnili swe miski, nagle światła zgasły od dmuchnięcia, wyraźnie to słyszał, a gdy zrobiło się ciemno że oko wykol dostał coś jakby w pysk.
„Rzekł więc: „Jeszcze raz coś takiego, a oddam.“
A gdy drugi raz dostał w pysk, odpłacił pięknym za nadobne. I tak było całą noc, bo się nie dawał, lecz porządnie odparowywał i lał dokoła nie ociągając się. O zmierzchu zaś wszystko ustało.
Gdy przyszedł młynarz, patrzył za nim i dziwił się, że jeszcze żyje. A on rzekł „Nażarłem się, dostałem po pysku i dawałem po pysku.“ Młynarz ucieszył się i rzekł, że młyn odtąd wybawiony, a w podzięce chciał mu dać mnóstwo pieniędzy. Lecz on rzekł: „Nie chcę pieniędzy, mam ich dość.“
Wziął swoją mąkę na plecy, poszedł do domu, a zarządcy rzekł, że wszystko skończone, a teraz chce zapłatę. Gdy zarządca to usłyszał, naprawdę się wystraszył, nie mógł się wzięć w karby, chodził po izbie tam i z powrotem, krople potu ściekały mu po czole. Otworzył okno za świeżym powietrzem i zanim się obejrzał, parobek dał mu kopa, że wyleciał przez okno w powietrze i frunął dalej i dalej, aż nikt nie mógł go już dojrzeć. Parobek zaś rzekł wtedy do żony zarządcy: „Jak nie wróci, to wy będziecie musieli przyjąć drugiego kuksańca.“
Zawołał więc: „Nie, nie, nie wytrzymam tego,“ otworzyła drugie okno, po krople potu ściekały jej po czole. Dał jej wtedy kopa, że też wyfrunęła, a że była lżejsza, poleciała wyżej niż jej mąż.
Mąż wtedy zawołał „Chodź do mnie,“ a ona zawołała: „To ty chodź do mnie, ja nie mogę do ciebie.“ Szybowali tak w powietrzu i żadne nie mogło dojść do drugiego, a czy jeszcze tak szybują, tego nie wiem. Młody olbrzym wziął zaś swój żelazny pręt i sobie poszedł.

Kontekst
Interpretacje
Jezyk
„Młody olbrzym“ to jedna z mniej znanych baśni braci Grimm, która opowiada o niewielkim chłopcu, który dorasta do niezwykłych rozmiarów i siły pod opieką olbrzyma. Opowieść zaczyna się od ojca, który mimo początkowych obaw zabiera swojego syna na pole. Tam chłopiec zostaje zauważony przez olbrzyma, który zabiera go do siebie i karmi, co pozwala chłopcu rosnąć w niesamowitym tempie przez kilka lat.
Chłopiec dorasta i staje się niezwykle silnym młodzieńcem, zdolnym do wyrywania drzew z ziemi. Olbrzym, zadowolony z jego umiejętności, odprowadza go z powrotem do domu. Jednak jego rodzice nie mogą uwierzyć w to, że to ich syn, ze względu na jego ogromny wzrost i siłę. Młody olbrzym postanawia użyć swojej siły i zaradności, by odnaleźć swoje miejsce na świecie.
Baśń ukazuje klasyczny motyw niezwykłego dziecka, które wyrasta poza oczekiwania swoich rodziców i prowadzi życie według własnych zasad. Zawiera też przesłanie o nieocenianiu innych z góry i możliwości wykorzystania swoich talentów w pozytywny sposób. W typowy dla braci Grimm sposób, historia jest pełna magicznych elementów, niezwykłych postaci i niespodziewanych zwrotów akcji.
Ta baśń braci Grimm, znana jako „Młody olbrzym“, jest bogata w symbolikę i można ją interpretować na wiele sposobów.
Transformacja i dojrzewanie: Historia młodego olbrzyma może być metaforą procesu dojrzewania. Mały chłopak, który rośnie pod opieką olbrzyma, przechodzi przemianę z bezbronnego dziecka w silnego młodzieńca. Jest to alegoria dojrzewania, a może nawet odniesienie do procesu przejmowania odpowiedzialności za swoje życie.
Motyw odrzucenia i poszukiwania akceptacji: Gdy chłopiec powraca do rodziców jako młody olbrzym, jest przez nich odrzucony, co pokazuje, jak zmiana i inność mogą prowadzić do niezrozumienia i wykluczenia. Mimo to olbrzym nie poddaje się i szuka swojego miejsca w świecie, co może być interpretowane jako poszukiwanie akceptacji pomimo trudności.
Spojrzenie na siłę fizyczną i moralną: Baśń zwraca uwagę na różnicę między siłą fizyczną a moralną. Młody olbrzym jest silny fizycznie, ale w końcu odkrywa, że do życia potrzebna jest również siła charakteru i mądrość, co pokazują jego przygody u zarządcy i inne doświadczenia.
Krytyka chciwości: Zarządca i kowal są przedstawieni jako sknerzy, co może być krytyką wobec chciwości i skupienia na materialnych wartościach. Młody olbrzym, który kieruje się innymi zasadami, staje się ich przeciwieństwem, podważając ich postawy i pokazując, że dobroć i siła wewnętrzna przynoszą sukces.
Samodzielność i poszukiwanie własnej drogi: Młody olbrzym opuszcza rodzinny dom i wyrusza w świat, aby odkryć siebie i swoje miejsce. To typowy motyw w baśniach, mówiący o poszukiwaniu samodzielności oraz o odwadze potrzebnej do podjęcia własnej ścieżki życiowej.
Każda z tych interpretacji podkreśla różne aspekty baśni, ale wszystkie pokazują bogactwo i głębię tej opowieści, typowe dla twórczości braci Grimm.
Baśń „Młody olbrzym“ braci Grimm opowiada historię niezwykłego chłopca, który wyrasta na potężnego olbrzyma dzięki opiece doświadczonego wielkoluda. Opowieść ta jest bogata w elementy fantastyczne, które są charakterystyczne dla twórczości braci Grimm. Teraz przeanalizujmy kilka kluczowych aspektów lingwistycznych oraz fabularnych tej baśni.
Fantastyka i Cudowność: Obecność olbrzymów i nadprzyrodzonych zdolności bohatera to klasyczne przykłady cudownych elementów w baśniach. Historia wprowadza świat, w którym normalne granice fizyczne są przekraczane.
Transformacja i Dorastanie: Chociaż początkowo bohater jest mały jak kciuk, ostatecznie staje się potężnym olbrzymem. Motyw przemiany i rozwoju fizycznego jest centralny dla tej baśni.
Relacje Rodzinne: Dynamiczna relacja pomiędzy chłopcem a jego ojcem przedstawia napięcie związane z dorastaniem i opuszczeniem gniazda rodzinnego. Matka i ojciec początkowo nie rozpoznają syna, co może być symbolicznym przedstawieniem trudności w akceptacji zmiany i dojrzewania dzieci.
Praca i Siła: Przez cały czas trwania baśni zwraca się uwagę na pracę fizyczną i siłę jako wartości przypisywane bohaterowi. Chłopiec poszukuje pracy, wykorzystując swoją nadludzką siłę, co ma ważne znaczenie społeczne w kontekście pracy i społecznego statusu w ówczesnym świecie.
Narracja i Dialogi: Baśń charakteryzuje się prostym, ale skutecznym stylem narracji, z częstym używaniem dialogów, co zwiększa dynamikę historii i pozwala na natychmiastowe poznanie relacji między postaciami.
Powtarzalność: Powtarzanie wydarzeń, jak próba znalezienia odpowiedniego pręta żelaznego czy poszczególne próby siły, wzmacnia rytm baśni i umożliwia czytelnikowi łatwiejsze zapamiętanie oraz zrozumienie kluczowych lekcji.
Humor i Absurd: Elementy humoru pojawiają się w absurdalnych sytuacjach, takich jak inni młynarze, którzy nie chcą przeszkadzać młodemu olbrzymowi lub reakcje ludzi na jego siłę. Humor służy jako narzędzie łagodzenia potencjalnie przerażających lub trudnych motywów.
Olbrzymia Siła: Siła fizyczna bohatera może symbolizować potencjał w każdej jednostce do rozwoju i osiągania rzeczy wielkich, niezależnie od miejsca, w którym zaczyna.
Pręt Żelazny: W baśni pręt żelazny jest symbolem determinacji i poszukiwania wyzwań odpowiednich do nowych umiejętności i siły bohatera.
Podsumowując, baśń „Młody olbrzym“ niesie uniwersalne motywy i tematy takie jak przemiana i siła, z charakterystyczną strukturą i stylistyką współgrającą z historiami przekazywanymi w tradycji ustnej. Opowieść ta, jak wiele innych baśni braci Grimm, oferuje głębsze spojrzenie na ludzką kondycję i potencjał, przekazane poprzez czarodziejski i często humorystyczny pryzmat.
Informacje do analizy naukowej
Wskaźnik | Wartość |
---|---|
Numer | KHM 90 |
Aarne-Thompson-Uther Indeks | ATU Typ 650A |
Tłumaczenia | DE, EN, DA, ES, FR, PT, IT, JA, NL, PL, RU, TR, VI, ZH |
Indeks czytelności Björnssonaa | 40.9 |
Flesch-Reading-Ease Indeks | 44.4 |
Flesch–Kincaid Grade-Level | 11.4 |
Gunning Fog Indeks | 13.8 |
Coleman–Liau Indeks | 11.3 |
SMOG Indeks | 12 |
Automatyczny indeks czytelności | 9 |
Liczba znaków | 12.872 |
Liczba liter | 10.108 |
Liczba zdania | 126 |
Liczba słów | 2.192 |
Średnia ilość słów w jednym zdaniu | 17,40 |
Słowa z więcej niż 6 literami | 515 |
Procent długich słów | 23.5% |
Sylaby razem | 3.752 |
Średnie sylaby na słowo | 1,71 |
Słowa z trzema sylabami | 380 |
Procent słów z trzema sylabami | 17.3% |